To może ja dorzucę 3 grosze od siebie.
Rodzice od zawsze wychowywali mnie w duchu szacunku do każdego, nawet menela spod biedronki bo wiadomo - każdemu w życiu może się nie udać.
Dopiero wkroczenie w życie zawodowe zmieniło wyuczone przez moich starych podejście.
Mam wykształcenie wyższe - przez 3 lata studiów obracałem się w kręgach ludzi powszechnie uznawanych jako ci "inteligentniejsi". Zawód wykonywany mam już zupełnie inny. Powinno wystarczyć jeżeli powiem że obracam się w kręgach budowlańców, mechaników, ogólnie klasy robotniczej.
To co się odpierdala to się w pale nie mieści. Nie jestem w stanie stwierdzić która z wyżej wymienionych klas społecznych jest bardziej zjebana i nieefektywna.
Może zacznę od studentów/absolwentów.
Studenci dzielą się na tych, którzy 5 lat imprezują na koszt starych na studiach i tych którzy przez 5 lat pracują w jakiejś pracy dorywczej i przy okazji imprezują chociaż nie tak intensywnie.
Pomijając już kwestie tego, że kończą kierunki totalnie oderwane od rzeczywistości, większym problemem są ludzie sami w sobie. Współczesne środki przekazu/kontaktu typu gg, smsy, facebook, oraz sposób kształcenia w gimnazjach i liceach wykształciły nam całe pokolenie ciot.
Otóż, szkoły przepychając wszystkich jak leci na dwójach, byle tylko pozbyć się debili ze szkoły nauczyły całe pokolenie, że nie trzeba się starać, nie trzeba próbować bo wszystko samo się jakoś ułoży.
Środki przekazu typu sms i internet pogłębiły tylko problem, bo wykształciły nam pokolenie socjalnych ciot. Ludzi, którzy boją się (dosłownie!!!) odezwać do drugiego człowieka na ulicy, w sklepie. Boją się zagadać do dziewczyny na imprezie (co najlepiej ukazuje wysyp stron typu: "Spotted BUW, Spotted Metro, spotted kanał ściekowy bla bla bla), załatwić sprawę w urzędzie.
Zapytać o drogę na ulicy!!!
Znam przypadki, gdzie ludzie zaproszeni na rozmowę kwalifikacyjną.... bali się i nie szli na nią.
Znam przypadki gdzie takie właśnie warzywa były wysyłane po nożyczki do recepcji przez szefa i... nie potrafili sprawy załatwić.
Wytłumacznie sprawy w urzędzie to już w ogóle wyższa szkoła jazdy.
Ludzie nie są w stanie załatwić nożyczek w recepcji - a daj takiemu łopatę. Nie będzie wiedział za który koniec złapać.
Takie pokolenie nam się wyhodowało. Jak taka osoba ma zostać handlowcem? Albo chociażby kasjerem w biedronce?
Druga kasta to wszelkiego rodzaju robotnicy i "ludzie pracy". Miałem do nich szacunek wyuczony przez rodziców do momentu kiedy zacząłem pracować z takimi ludźmi.
Ręce opadają.
90% tylko patrzy na zegar żeby otworzyć browar po pracy. 95% najchętniej by chlała w pracy. I tak też czynią jak tylko szefa nie ma albo nie patrzy.
W mojej pierwszej pracy kolo pierwszego dnia mi powiedział, że on bez pół litra albo ćwiarty spirytusu do pracy nie przychodzi.
Drugi - walił 6 browarów + 2 paczki fajek dziennie w robocie. A później byłem świadkiem jak żona tego gościa dzwoniła do szefa prosić o podwyżkę dla męża, bo dzieci nie mają co jeść w domu.
A jak człowiek chciał uczciwie pracować - tzn przez 8 godzin wykonywać co do niego należy - był ich największym wrogiem. Rzucali kłody pod nogi, specjalnie przeszkadzali w pracy, stali, komentowali - PATOLOGIA.
W drugiej mojej pracy - oczywiście też Januszowo w wieku lat 40-50.
Podczas każdej przerwy śniadaniowej temat rozmów w końcu schodził na jedno - za komuny było lepiej bla bla bla.
Oczywiście jak szefa nie było to browarek

hehe.
Wszyscy ofkors wykształcenie podstawowe, ale pracodawca chuj bo sam jeździ audi A6 a mi daje 2k wypłaty.
Do tego notorycznie przeżeranie i przechlewanie każdej kasy jaka wpadnie im w łapę.
Co kolo, robotnik zrobił jak wpadło mu 50k PLN po ślubie? Kupił nowy samochód z salonu żeby sąsiad zazdrościł...
Inny przypadek żalił mi się, jak to było zajebiście kiedyś, bo dostawał 2,5 koła do łapy a fajki kosztowały 4pln, browar w lokalu 4pln i że CODZIENNIE chodził z koleżkami na piwko i dupeczki i to było życie.
A teraz bida panie
Większość tych ludzi to kretyni.
Żyją tu i teraz, żaden nie pomyśli o możliwości zainwestowania, odłożenia troche kasy.
Wszystko przeżrą a później narzekają i żądają nie wiadomo jakiej kasy za swoją pracę.
Naprawdę ciężko w tym kraju znaleźć normalnego pracownika.
Do tego jeszcze koszty pracy które są porażająco wysokie.
Ostatnio kombinowałem w co zainwestować kase, żeby nie leżała odłogiem.
Wszystko - od nieruchomości, poprzez otworzenie biznesu jest dojebane takimi podatkami że NIC się nie opłaca.
Jedyne co mi wyszło - kupować ryż, tytoń, drogie zachodnie alkohole, magazynować paliwo w garażu i czekać aż wszystko jebnie.
Pozdrawiam!