Koncepcja ZERO LINE by MightyOne
Od jakiegoś czasu już nosiłem się z zamiarem napisania kilku przemyśleń w tym temacie ale właściwie do wczoraj jeszcze nie mogłem rozgryźć jednej zasadniczej kwestii. Wydaje mi się, że w końcu zatrybiłem i brakujący element układanki pasuje w końcu do reszty.
Najpierw kilka uwag ogólnych. Bardzo podoba mi się podejście do rynku, które opiera się o jakąś filozofię funkcjonowania, mechanizmów, zasad - ogólnie rzecz biorą psychologię. Od dawna próbuję przenosić różne modele zachowań tłumu na wykres, doszukiwać się teoretycznych koncepcji w praktyce... z lepszym lub gorszym skutkiem ale jestem przekonany, że jest to słuszna droga.
Do rzeczy. Linia zero i cała koncepcja wokół niej, jak słusznie zostało już zauważone w tym wątku wielokrotnie, nie jest czymś mechanicznym, dającym się jasno zaprogramować według określonych zasad. To coś bardziej ogólnego, coś bardziej intuicyjnego, to oczywiste ale i tak zastanawianie się nad mechanizmami funkcjonowanie tego zjawiska jest konieczne aby móc z tego korzystać poprawnie.
Problem jaki ciągle z tą koncepcją miałem polegał na tym, że linia zero pokazuje miejsca gdzie zeruje się profit graczy, którzy gdzieś tam weszli w rynek mieli zysk, zabezpieczyli na break even i rynek pożarł im zyski. Wszystko ładnie tylko nie widziałem w tym dramatu. Zawsze odnoszę te koncepcje do siebie i własnej psychiki i nigdy nie uważałem aby pozycja na break even była jakoś specjalnie rozbrajająca emocjonalnie. Najgorsze były też nie te pozycje, które wchodziły na z góry ustalony stop, ok, jest plan, target taki, stop taki, wejdzie albo nie. Strata boli bardziej niż break even ale wciąż jest to część strategii więc każdy kto ma przemyślany sposób gry, sprawdzony i wyuczony powinien przyjmować to ze stosunkowo dużym spokojem.
Studiując własną historię natrafiałem jednak co jakiś czas na momenty dosyć dramatyczne nie porównanie trudniejsze w udźwignięciu emocjonalnym. To były transakcje totalnie głupie i poza planem. Po serii udanych tygodni zysków potrafiłem oddać je w całości lub lwiej części w ciągu jednej głupiej akcji.
I wtedy mnie, powiedzmy, olśniło. Schemat był za każdym razem ten sam, systemowe wejście, ustawienie standardowo stopa, targetu, nadzieja, że kolejny raz będzie ok. Jednak po otwarciu pozycji, bezpośrednio po wejściu w rynek cena zawracało w przeciwną stronę. Nie było mowy o zabezpieczeniu na b/e, nie było najmniejszej na to szansy. Ale nie było najgorzej, rynek nie był całkowicie zdecydowany czy chce na mnie użyć rakiety ziemia powietrze i rozprysnąć mnie na strzępy. Generalnie zwykle powoli i systematycznie, męczącym i mozolnym ruchem kierował się w stronę mojego stopa. To żółwie tempo dawało pozorne przekonanie, że nie jest najgorzej, że może za chwilę z impetem karma odwróci losy mojej decyzji. I tu ważna uwaga. Właściwie zasadnicza. Człowiek inaczej zachowuje się w sytuacji gdy ryzyko które podejmuje chociaż na chwile daje złudzenie, że mam rację, pokazuje, że podjęta decyzja ma jakieś przełożenie w rzeczywistości... natomiast inaczej odbieramy fakt kompletnie zjeb..ego działania, które objawia się tym, że momentalnie po podjęciu akcji (będą przekonanym o jej słuszności) okazuje się, że zrobiliśmy to w najgorszym możliwym momencie. Podejrzewam, że ma to związek z chęcią posiadania racji, co innego gdy z początku rynek idzie w naszą stronę gdy widzimy, że w sumie ok, miałem stratę ostatecznie ale ruch jakiś tam był w moją stronę więc coś tam kumam. W przypadku gdy życie karci nas bezpośrednio po podjętej decyzji już tak różowo nie jest i w psychice często uruchamiane zostają procesy bardzo emocjonalne, przejmujące kontrolę na rozumem. Racjonalizowanie sytuacji + niedowierzanie w aż taki niefart itd...
I wtedy zaczyna się najgorsze, rynek dochodzi do naszego stopa i tuż przed nim cena zawraca w naszą stronę, wtedy stopa przesuwamy no bo głupio trzymać go tuż pod ostatnim lokalnym ekstremum, trzeba dać trochę powietrza bo wszystko wygląda na to, że koszą stopy frajerom i rynek zaraz zawróci w naszą stronę. Niestety sytuacja powtarza się kolejny raz i kolejny, a stopy idą coraz niżej. Sytuacja robi się dramatyczna, nie myślisz o rynku, o wykresie o swojej metodzie, zarządzanie pieniędzmi na depo chu.. strzelił już po pierwszym/drugim przesunięciu stopa.
I wtedy następuje kulminacja ruchu przeciwko nam, nagle rynek przyspiesza i zdaje się nie zważać już na nic, tworzy się spora świeca, serce w gardle, sraka w gaciach, kur...y lecą na lewo i prawo. Ogólnie niewesoło.
W tym momencie dzieje się jedna z dwóch rzeczy i żadna z nich nie jest dobra. Odwracamy pozycję lub dalej obniżamy stopa bo straciliśmy licząc na cud.
Najczęściej rynek faktycznie zaczyna zawracać po długim i mozolnym schodzeniu w dół i szybkim ruchu dopełniającym zniszczenia emocjonalnego.
I teraz najlepsza część... niewiarygodnym fartem cena wraca w moją stronę i już jest blisko zerowania pozycji, czesem nawet faktycznie już widać niewielki plus i co się dzieje? Nic. Rynek nurkuje z powrotem, tyle, że teraz z dużym impetem i bez pier...lenia się ze mną.
To tak w skrócie i bardzo obrazowo-teoretycznie moje rozumienie linii zero, nie break even tylko totalna rzeź, krew lejąca się strumienia, teksańska masakra piłą maszynową.
A najlepsze jest w tym to, że można spokojnie czekać i oglądać to z boku na wykresie, no i ostatecznie wykorzystać to. Nie chodzi tu o granie z dużymi graczami, nie zgadzam się z tym, że mądry gracz to taki, który rozkmini jak grają duzi gracze i się podepnie, na razie nie będę się rozpisywał dlaczego ale mam swoje rację mówiące mi, że jest to mało realne. Chodzi mi o wykorzystanie dramatu masy, która nie ma zielonego pojęcia co robi pomimo, że jeszcze wczoraj wszystko chodziło jak w zegarku i wymiatali jak georg fuckin soros.
Muszę teraz spadać ale postaram się dokończyć tą historyjkę z bardziej praktycznymi przykładami o co mi cho niebawem.
ps: dzięki za fajny wątek wszystkim, którzy się przyczynili do jego fajności.
Najpierw kilka uwag ogólnych. Bardzo podoba mi się podejście do rynku, które opiera się o jakąś filozofię funkcjonowania, mechanizmów, zasad - ogólnie rzecz biorą psychologię. Od dawna próbuję przenosić różne modele zachowań tłumu na wykres, doszukiwać się teoretycznych koncepcji w praktyce... z lepszym lub gorszym skutkiem ale jestem przekonany, że jest to słuszna droga.
Do rzeczy. Linia zero i cała koncepcja wokół niej, jak słusznie zostało już zauważone w tym wątku wielokrotnie, nie jest czymś mechanicznym, dającym się jasno zaprogramować według określonych zasad. To coś bardziej ogólnego, coś bardziej intuicyjnego, to oczywiste ale i tak zastanawianie się nad mechanizmami funkcjonowanie tego zjawiska jest konieczne aby móc z tego korzystać poprawnie.
Problem jaki ciągle z tą koncepcją miałem polegał na tym, że linia zero pokazuje miejsca gdzie zeruje się profit graczy, którzy gdzieś tam weszli w rynek mieli zysk, zabezpieczyli na break even i rynek pożarł im zyski. Wszystko ładnie tylko nie widziałem w tym dramatu. Zawsze odnoszę te koncepcje do siebie i własnej psychiki i nigdy nie uważałem aby pozycja na break even była jakoś specjalnie rozbrajająca emocjonalnie. Najgorsze były też nie te pozycje, które wchodziły na z góry ustalony stop, ok, jest plan, target taki, stop taki, wejdzie albo nie. Strata boli bardziej niż break even ale wciąż jest to część strategii więc każdy kto ma przemyślany sposób gry, sprawdzony i wyuczony powinien przyjmować to ze stosunkowo dużym spokojem.
Studiując własną historię natrafiałem jednak co jakiś czas na momenty dosyć dramatyczne nie porównanie trudniejsze w udźwignięciu emocjonalnym. To były transakcje totalnie głupie i poza planem. Po serii udanych tygodni zysków potrafiłem oddać je w całości lub lwiej części w ciągu jednej głupiej akcji.
I wtedy mnie, powiedzmy, olśniło. Schemat był za każdym razem ten sam, systemowe wejście, ustawienie standardowo stopa, targetu, nadzieja, że kolejny raz będzie ok. Jednak po otwarciu pozycji, bezpośrednio po wejściu w rynek cena zawracało w przeciwną stronę. Nie było mowy o zabezpieczeniu na b/e, nie było najmniejszej na to szansy. Ale nie było najgorzej, rynek nie był całkowicie zdecydowany czy chce na mnie użyć rakiety ziemia powietrze i rozprysnąć mnie na strzępy. Generalnie zwykle powoli i systematycznie, męczącym i mozolnym ruchem kierował się w stronę mojego stopa. To żółwie tempo dawało pozorne przekonanie, że nie jest najgorzej, że może za chwilę z impetem karma odwróci losy mojej decyzji. I tu ważna uwaga. Właściwie zasadnicza. Człowiek inaczej zachowuje się w sytuacji gdy ryzyko które podejmuje chociaż na chwile daje złudzenie, że mam rację, pokazuje, że podjęta decyzja ma jakieś przełożenie w rzeczywistości... natomiast inaczej odbieramy fakt kompletnie zjeb..ego działania, które objawia się tym, że momentalnie po podjęciu akcji (będą przekonanym o jej słuszności) okazuje się, że zrobiliśmy to w najgorszym możliwym momencie. Podejrzewam, że ma to związek z chęcią posiadania racji, co innego gdy z początku rynek idzie w naszą stronę gdy widzimy, że w sumie ok, miałem stratę ostatecznie ale ruch jakiś tam był w moją stronę więc coś tam kumam. W przypadku gdy życie karci nas bezpośrednio po podjętej decyzji już tak różowo nie jest i w psychice często uruchamiane zostają procesy bardzo emocjonalne, przejmujące kontrolę na rozumem. Racjonalizowanie sytuacji + niedowierzanie w aż taki niefart itd...
I wtedy zaczyna się najgorsze, rynek dochodzi do naszego stopa i tuż przed nim cena zawraca w naszą stronę, wtedy stopa przesuwamy no bo głupio trzymać go tuż pod ostatnim lokalnym ekstremum, trzeba dać trochę powietrza bo wszystko wygląda na to, że koszą stopy frajerom i rynek zaraz zawróci w naszą stronę. Niestety sytuacja powtarza się kolejny raz i kolejny, a stopy idą coraz niżej. Sytuacja robi się dramatyczna, nie myślisz o rynku, o wykresie o swojej metodzie, zarządzanie pieniędzmi na depo chu.. strzelił już po pierwszym/drugim przesunięciu stopa.
I wtedy następuje kulminacja ruchu przeciwko nam, nagle rynek przyspiesza i zdaje się nie zważać już na nic, tworzy się spora świeca, serce w gardle, sraka w gaciach, kur...y lecą na lewo i prawo. Ogólnie niewesoło.
W tym momencie dzieje się jedna z dwóch rzeczy i żadna z nich nie jest dobra. Odwracamy pozycję lub dalej obniżamy stopa bo straciliśmy licząc na cud.
Najczęściej rynek faktycznie zaczyna zawracać po długim i mozolnym schodzeniu w dół i szybkim ruchu dopełniającym zniszczenia emocjonalnego.
I teraz najlepsza część... niewiarygodnym fartem cena wraca w moją stronę i już jest blisko zerowania pozycji, czesem nawet faktycznie już widać niewielki plus i co się dzieje? Nic. Rynek nurkuje z powrotem, tyle, że teraz z dużym impetem i bez pier...lenia się ze mną.
To tak w skrócie i bardzo obrazowo-teoretycznie moje rozumienie linii zero, nie break even tylko totalna rzeź, krew lejąca się strumienia, teksańska masakra piłą maszynową.
A najlepsze jest w tym to, że można spokojnie czekać i oglądać to z boku na wykresie, no i ostatecznie wykorzystać to. Nie chodzi tu o granie z dużymi graczami, nie zgadzam się z tym, że mądry gracz to taki, który rozkmini jak grają duzi gracze i się podepnie, na razie nie będę się rozpisywał dlaczego ale mam swoje rację mówiące mi, że jest to mało realne. Chodzi mi o wykorzystanie dramatu masy, która nie ma zielonego pojęcia co robi pomimo, że jeszcze wczoraj wszystko chodziło jak w zegarku i wymiatali jak georg fuckin soros.
Muszę teraz spadać ale postaram się dokończyć tą historyjkę z bardziej praktycznymi przykładami o co mi cho niebawem.
ps: dzięki za fajny wątek wszystkim, którzy się przyczynili do jego fajności.
Ubawiłeś mnie tym postem po pachy 
Najgorsze jest to że tak faktycznie ludzie reagują.
A straty powinno się przecież ucinać już w zalążku,
nie pozwalać im rosnąć.

Najgorsze jest to że tak faktycznie ludzie reagują.
A straty powinno się przecież ucinać już w zalążku,
nie pozwalać im rosnąć.
Jeśli będziesz ciężko pracował nad swoim zajęciem, zarobisz na życie.
Jeśli będziesz ciężko pracował nad sobą, zarobisz fortunę. (Jim Rohn)
Jeśli będziesz ciężko pracował nad sobą, zarobisz fortunę. (Jim Rohn)
Po tej historyjce przypomniała mi się pewna metoda (odporna na zachowania wymienione w historyjce). Jest to metoda pewnego gościa, którą swego czasu przeczytałem na grupie dyskusyjnej wtg. : " Otworzyć pozycję i iść w pi....u". 
(nie pamiętam nicka gościa, ale go pozdrawiam)
właśnie sobie przypomniałem
jest to Metoda Dietera 

(nie pamiętam nicka gościa, ale go pozdrawiam)
właśnie sobie przypomniałem


-
- Gaduła
- Posty: 337
- Rejestracja: 24 cze 2011, 13:02
Ignac bezcenny post
Pamiętam sam jak na szczęście tylko RAZ zaliczyłem taką akcję. Tak mnie to zdewastowało, że teraz czułem stres jak czytałem to co napisałeś.
Zrobiłem sobie miesiąc przerwy wróciłem i wziąłem co "moje" z nawiązką

A PS! To się nazywa "Dear in the headlights syndrome". NAJCZĘŚCIEJ spowodowany tym, że szło Ci bardzo dobrze i uważasz, że nie jest możliwe, że podjąłeś złą decyzję w związku z czym nie akceptujesz straty.

Pamiętam sam jak na szczęście tylko RAZ zaliczyłem taką akcję. Tak mnie to zdewastowało, że teraz czułem stres jak czytałem to co napisałeś.
Zrobiłem sobie miesiąc przerwy wróciłem i wziąłem co "moje" z nawiązką


A PS! To się nazywa "Dear in the headlights syndrome". NAJCZĘŚCIEJ spowodowany tym, że szło Ci bardzo dobrze i uważasz, że nie jest możliwe, że podjąłeś złą decyzję w związku z czym nie akceptujesz straty.
Witam,
Bardzo prosta metoda ,niezwykle jasno opisana.
Zacznę sprawdzać jutro na demo skuteczność.
Jedno bardzo istotne pytanie. jak określić czy jest to rzeczywiście momentum. Na twoich obrazkach nie za bardzo widzę świece 2x większą. Czy mierzymy wysokość całej swiecy z knotem czy tylko ciało? I jaka jest tolerancja. czy musi to być dokładnie 2x większa świeca czy np 1.8x wystarczy ?
Pozdrawiam
Bardzo prosta metoda ,niezwykle jasno opisana.
Zacznę sprawdzać jutro na demo skuteczność.
Jedno bardzo istotne pytanie. jak określić czy jest to rzeczywiście momentum. Na twoich obrazkach nie za bardzo widzę świece 2x większą. Czy mierzymy wysokość całej swiecy z knotem czy tylko ciało? I jaka jest tolerancja. czy musi to być dokładnie 2x większa świeca czy np 1.8x wystarczy ?
Pozdrawiam
Zacząłem się trochę wspomagać opisaną tu filozofią. Proszę mi powiedzieć czy czailiście się na to Zl z h1 ? Reakcja była dobra, pojawiły się wicki niestety cena poszła ostro w drugą stronę. Może ktoś również to obserwował i mógłby się podzielić wnioskami ?
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Tak jak widać na obrazku cena zareagowała na ZL, jednak jaka to będzie reakcja zależy od profit marginu.
Mechanizm jest prosty pomimo iż cena zareagowała na poziom to zaraz pod odbiciu zareagowała na kolejny gdzie pojawiło się więcej zleceń kupna.
Kluczem do sukcesu jest właśnie wyszukanie tego profitu na wykresie i gra w kierunku zgodnym z wyższym tf-em.A jak widzimy próbowałeś tutaj złapać spadający nóż.W trendzie cena zawsze szuka pretekstu do ruchu w kierunku trendu.
A jak wyszukać ten profit??Praktyka praktyka i jeszcze raz praktyka;)
Mechanizm jest prosty pomimo iż cena zareagowała na poziom to zaraz pod odbiciu zareagowała na kolejny gdzie pojawiło się więcej zleceń kupna.
Kluczem do sukcesu jest właśnie wyszukanie tego profitu na wykresie i gra w kierunku zgodnym z wyższym tf-em.A jak widzimy próbowałeś tutaj złapać spadający nóż.W trendzie cena zawsze szuka pretekstu do ruchu w kierunku trendu.
A jak wyszukać ten profit??Praktyka praktyka i jeszcze raz praktyka;)
Po odbiciu od ZL i powrocie do ceny otwarcia można było dzisiaj ze stosunkowo małym ryzykiem ~50p zagrać spokojnie L.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Forex to nieograniczone źródło pieniędzy, które wystarczy umieć podnieść !
“Jeśli nie ustalasz celów dla siebie, jesteś skazany na pracowanie przy osiąganiu celów kogoś innego.”
“Jeśli nie ustalasz celów dla siebie, jesteś skazany na pracowanie przy osiąganiu celów kogoś innego.”
I to jest właśnie hazard !Kristofx pisze: " Otworzyć pozycję i iść w pi....u"
Pozwalam sobie zamieścić dzisiejsze trzy poranne wejścia na EU, aby pokazać że ZL dalej są warte uwagi.
Pozdrawiam i miłego dnia

Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
"Do osiągnięcia ambitnych celów życiowych potrzeba mniej wysiłku niż do znoszenia ubóstwa i biedy"