A mnie to przypomina kolegę z Amsterdamu który robił to samo ale w bilardzie. Im więcej w siebie wlał, tym szybciej rozwalał przeciwników - czasami drań nawet nie dał pograć jak rozbijał: jechał od początku do ostatniej bili w jednej serii._/_/Dariusz_/_/ pisze:Parę ładnych lat temu pewien nałogowy alkocholik z moich stron regularnie ogrywał w szachy pasjonatów. Szczególnie jak mocno sobie popił.
(...)
automatu rozjeżdżał każdego chętnego, nawet ledwo mówiąc i widząc .
Grał w knajpach na kasę i świetnie mu szło, bo jak ktoś go nie znał to myślał, że łatwo gościa na gazie rozjedzie: chwieje się taki, włos zmierzwiony wisi mu na twarzy, oczy pływają w browarze... A tu taka niespodzianka

A że w Amsterdamie knajpa z obowiązkowym bilardem jest na każdym możliwym narożniku każdego możliwego skrzyżowania i pomiędzy nimi też to nie było żadnych problemów z kasą na weekend
