259 pisze:
Żeby FX płacił rachunki to nie wystarczy tylko umieć zarabiać. Trzeba mieć jeszcze odpowiednie konto i biznesplan.
Nie zawsze da się zarobić, a rachunki złośliwie nie chcą tego słuchać.
Musisz więc zarabiać tyle wtedy gdy da się zarobić, żeby starczyło na pokrycie gorszych okresów w przyszłości. Tak jak ludzie na wybrzeżu czy Mazurach przyjmujący letników - dwa miesiące muszą pokryć cały rok.
Chcąc "żyć" z FX od razu można założyć, że rok ma 9 miesięcy - Grudzień, Lipiec i Sierpień wypadają. EDIT: poza tym nie chodzi przecież o to, żeby harować na okrągło przez cały rok - dodaj jeszcze jakieś ferie zimowe albo co

Poza tym można założyć, że z pozostałych 9 miesięcy nie więcej niż 6 będzie bardziej dochodowe niż pozostałe, a przynajmniej dwa będą marne. I lepiej od razu zakładać gorsze parametry niż lepsze.
I teraz to trzeba przełożyć na metody jakich się używa i z tego wyliczyć wielkość konta jaka jest potrzebna aby nawet marne miesiące dały zarobić nie tylko na siebie, ale również "zrzuciły" się na te trzy wolne.
I to na dodatek zawsze zakładając najgorszy scenariusz zarabiania.
No i na końcu mieć tę kasę na to konto.
Inaczej jest ciułanie na konto. Jak w moim zresztą wypadku
A nawet jeżeli to się uda, dobrze jest mieć równoległe, alternatywne źródła dochodu nie mające nic wspólnego z FX czy podobnymi. Żeby w razie czego było z czego zapłacić te rachunki ;-)
Wszystkiego najlepszego, Wesołych Świąt i dobrej zabawy

Popieram w całej rozciągłości. Podejście do inwestowania na rynkach finansowych jak do normalnego biznesu, gdzie wytycza się cele, określa źródła przychodów, wylicza koszty, rozpisuje najmniej trzy scenariusze, z klasycznym podziałem na pesymistyczny, optymistyczny i realny, namierza swoje słabe i mocne strony, i robi jeszcze kilka innych rzeczy, to - zakładam rzadkość.
A szkoda, bo może wielu osobom przyszłoby do głowy po wykonaniu takiego biznesplanu - a najlepiej jeszcze po podzieleniu się z nim z kimś znającym realia rynkowe - że:
a) nie ma szans, by zrealizować założone cele;
b) cele są nieosiągalne, bo bujasz w obłokach, zamiast dopasować możliwości do warunków;
c) konieczny wysiłek, jaki musisz podjąć, daje w rezultacie dość miałkie wyniki;
d) zajmie ci lata dojście do satysfakcjonującego dochodu, a w międzyczasie umrzesz z głodu (o, zrymowało się

)
innymi słowy, odpuściliby sobie ludzie i byliby szczęśliwsi.
O właśnie, bo przy okazji wchodzenia w ten ryzykowny biznes, mało kto wie, że szczęśliwym nie będzie niezależnie od wyniku. Chyba, że potrafi pogodzić się z decyzjami, z tym, że rynek miał jego decyzje w czarnej dziurze i poszedł własną drogą.
W innym wypadku:
- jeśli osiągnie zysk, to będzie zły - bo można było zyskać więcej, przecież to potem jeszcze tak dużo urosło/spadło;
- jeśli zaliczy stratę, to będzie zły - bo stracił, a mógł przecież w ogóle nie wchodzić w pozycje, albo zamknąć wcześniej, albo nie zamykać, tylko uśredniać, patrz, Janek, jak potem urosło, więc miałem racje, nie?!
- jeśli nie wejdzie w rynek, też będzie zły - bo uciekły mu okazje
A tu trzeba być - jak zresztą w życiu - bardzo wyrozumiałym dla siebie.
Kiedy zyskujesz, idź się poklepać po plecach, żonę pocałuj, kup dziecku lizaka. Bo jesteś do przodu i to jest najważniejsze.
Kiedy osiągasz stratę, idź po żonę, niech Cię pocałuje, daj dziecku drugiego lizaka, a potem stań przed lustrem i odetchnij z ulgą. Bo choć zaliczyłeś stratę, jesteś nadal w grze, a to najważniejsze.
Kiedy zaś stoisz z boku, to się nie denerwuj, stanie z boku jest bardzo bezpieczne - możesz iść z dzieckiem na spacer i kupić mu lizaka (uważaj, bo w końcu zęby zgubi od tych likazów!), możesz wziąć żonę do kina a potem wykonać z nią akrobacje wewnątrz staroświeckiego malucha (nie masz malucha? a to teraz taka inwestycja!), możesz się spokojnie ogolić, nie stresując tym, że nie ma Cię przed wykresami, gdzie właśnie 4 biliiony dolców przemieszczają się w górę, w dół lub bokiem.
No chyba, że podszedłeś do biznesu jak samobójca, który nie ma innego źródła dochodu, za to najmniej trzech komorników uwieszonych na szyi. Wtedy faktycznie każda okazja przechodząca bokiem może być twoją ostatnią.

Staram się przetrzymywać straty i ciąć zyski, bo tak podobno robi większość, która przecież nie może się mylić...