Początki
Zaczęło się od akcji. Śledzenie w GW kwotowań końcowych i w miarę na bieżąco w telegazecie, gdzie czekało się ponad pięć minut na sprawdzenie notowania waloru, zanim przeszły wszystkie. Internet to była rzadkość i luksus. W mojej okolicy był jeszcze niedostępny, ale już się o nim słyszało. Strasznie mi się podobało w filmach, że mieli notowania na bieżąco i newsy na ekranie komputera. Ale muszę przyznać, że teraz nie ma już tego dreszczyku emocji co kiedyś, gdy czekało się z niecierpliwością w telegazecie na kurs posiadanej spółki.
Jak akcje, to potem kontrakty. Ile tu było niezrozumienia z mojej strony. Bo jak to mogę zarabiać, gdy kurs spada. Byłem pod wrażeniem, że to jest właśnie lekarstwo na trendy spadkowe. Zacząłem się w to zagłębiać. Początki trudne. Lewar, większa dynamika i większe ryzyko. Trzeba było uwzględnić zaplecze finansowe na ewentualne obsunięcia i luki. Po podłączeniu do internetu zacząłem dalszą edukację w tym kierunku i natknąłem się na wzmianki o walutach. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to mniejsze koszty, mniej angażowanego kapitału i potencjalnie większe możliwości zysków. Wyglądało kusząco. Niemniej jednak brakowało w sieci informacji na ten temat, bo było to jeszcze egzotyką w naszym kraju. Większość wzmianek na ten temat sprowadzała rynek FX do najlepszej metody na szybką utratę pieniędzy. Zdecydowałem się jednak w to wejść i założyłem rachunek w Oanda, co okazało się dobrym posunięciem. Mam go do dziś i nigdy nie było nawet najmniejszych problemów.
Trochę potem zarejestrowałem konto na forum Nawigatora, które dopiero raczkowało. Dziś w jeden dzień pojawia się więcej wypowiedzi, niż wtedy przez ponad miesiąc. Zadziwiające jest to, że pamiętam nazwy tych pierwszych użytkowników, którzy przecierali szlaki. Nawet kiedyś zacytowano nasze wypowiedzi w jednej z gazet, całkowicie je zmieniając, co wywołało burzę. Po zdecydowanej reakcji otrzymałem informację o sankcjach jakie mi grożą za rzekome groźby, których de facto nie było wraz ze wzmianką o postępowaniu w prokuraturze. Do dziś żadnych nie poniosłem, ale widzicie jakie tu były emocje. Lepsze niż teraz w wątkach o wyższości braku SL, nad jego stosowaniem.
Pierwsza styczność z rynkiem walutowym
Przechodząc do rzeczy moja pierwsza w życiu transakcja na FX była zyskowna. Jaka to była adrenalina. Pamiętam jak dziś. Dokładnie 17p. Trwała prawie cztery godziny. Żadnych wskaźników, linii, wsparć i oporów nie brałem pod uwagę. Tylko newsy na FXStreet.com. Pewnie spodziewacie się teraz, że na tej się skończyło i zaliczyłem MC? To zaskakujące, ale nie. Saldo konta długo oscylowało w okolicy wpłaty, odchylając się o 10 – 15%. Dopiero wtedy zacząłem kombinować i doprowadziłem do mocniejszego uszczuplenia depozytu, o blisko 50%. Uparłem się, że to odrobię i nic nie będę dopłacał. Konsekwentnie odrobiłem całą stratę, po czym pojawiły się upragnione zyski, a po niespełna trzech miesiącach wypłaciłem z konta cała kasę i końcowy zysk wyniósł ponad 220%. Ale dziś doskonale wiem, że to nie były umiejętności. To zasługa przede wszystkim tego, że konsekwentnie ignorowałem AT. Otwierałem pozycję i już ją zostawiałem. Albo TP, albo SL. Współczynnik RR miałem wtedy od 1,5 – 1,75 max. Nigdy nie stosowałem wyższego. Pieniądze pomnożone wróciły na rachunek w polskim banku, a ja pochwaliłem się koledze, który inwestował na GPW. On się strasznie zapalił słysząc jaka stopa zwrotu i efekt mógł być tylko jeden...
Po dwóch tygodniach odpoczynku zainwestowaliśmy wspólnie. Ja już dużo więcej i on też całkiem konkretnie. Oanda nie miała dobrego lewara, więc założyłem nowy rachunek. Ten lewar potem okazał się zgubny. Był zielony w tematyce FX, więc to ja miałem podejmować decyzje i tylko podawałem mu wyniki co kilka dni, ile mamy. Tu już było trudniej. Obce pieniądze i większa odpowiedzialność. Ale jakoś dałem radę i po trochu do przodu. Rewelacji nie było, a ja rezolutnie postanowiłem podkręcić wyniki. Miałem „pewniaka” z ogromnym ryzykiem. Tyle procent w jednej transakcji to nigdy nie umoczyłem. Rynek pikował w dół, a ja się gapiłem w monitor w nadziei, że się odwróci. Jeszcze jak na złość z pracy się dopominali o terminach, a tu taka katastrofa. W końcu podjąłem męską decyzję i zamknąłem pozycję. Wpadłem w furię i kilka przedmiotów w zasięgu rąk i nóg zakończyło swój żywot. Ja byłem tak wściekły, że ignorując swoje obowiązki wyszedłem, wziąłem z garażu rower i kręciłem ile sił w nogach, żeby wyładować te emocje. Tej trasy chyba nigdy szybciej nie pokonywałem, a często tam ćwiczę. Do wieczora emocje opadły i zacząłem myśleć co dalej. Kolejny dzień – kolejna wpadka, ale już mniejsza. Efekt? Niecałe 60 procent do tyłu. Zrobiłem przerwę.
Zacząłem rozumieć, że nie tędy droga. Nie ma szybkich, wielkich zysków, bez nadmiernego ryzyka. Nastawiłem się na ochronę tego kapitału i systematyczne, powolne odrabianie kapitału. Nie tak jak wcześniej. Zaplanowałem, że odrobię to w jakieś pół roku, może rok. Po dwóch miesiącach ogromna strata zmniejszyła się o 1/3. Rachunek był jeszcze na solidnym 40-procentowym minusie i tu jak Filip z konopi mój znajomy z pomysłem, że on się wycofuje z inwestycji, bo kupuje nowe auto. Aż mnie zatkało. Nie wiedział o stracie. Podawałem, że kiepskie trendy, mało pozycji i nie ma zysków. Trzyma się tylko to co już wcześniej wypracowane. Powiedziałem, że pozamykam po jak najlepszych cenach i wypłacimy jego kasę. Ja uznałem, że to mój błąd. Moja wina, bo złamałem zasady, że nie ryzykujemy i czułem się w obowiązku oddać ze swoich. Tak też zrobiłem. Przelałem mu kwotę jaką zainwestował plus ten rzekomo wypracowany zysk (który wcześniej był). On do dziś żyje w przekonaniu, że zarobił niecałe 30 procent w pół roku. Być może właśnie w tym momencie się dowiaduje, jeśli skojarzy fakty, bo wiem, że na to forum nieraz zaglądał. W takim razie czekam na telefon. To była solidna nauczka, ale myślę, że zachowałem się fair. Dołożyłem do interesu, więc teraz na spokojnie miałem czas odrobić. Pozostała do odrobienia cała strata, oraz ten wypłacony jemu zysk, czyli dla mnie kolejna strata. Cały kwartał minął bez efektu. Dopiero potem się coś ruszyło i po roku saldo rachunku osiągnęło satysfakcjonujący stan. Już nie chciałem zarobić. Chciałem tylko wyjść na zero, a to oznaczało, że muszę odzyskać początkowy depozyt i jeszcze niewielką nadwyżkę, którą według proporcji mu wypłaciłem. Udało się, ale ile to trwało.
Ponad rok jechałem na stratach, więc mnie to wymęczyło. Zrobiłem chwilkę przerwy i wróciłem w nadziei, że się czegoś nauczę. To był okres testowania różnych strategi z różnymi efektami, ale miałem już doświadczenie, więc nie było źle. Testowałem właśnie strategię na bardzo krótki termin z ciasnym SL i całkiem sporym ryzykiem jak na horyzont czasowy. Miałem kilka dni wolnego i akurat szykowałem się do krótkiego wyjazdu. Wcześniej były dobre trendy na funcie, więc skorzystałem, ale zamykając ostatnią pozycję na bardzo krótki termin uznałem, że już nie będę nic otwierał przed wyjazdem. Kliknąłem zamknięcie (robiło się to przez otwarcie przeciwstawnej). Wyskoczyło okienko i było po sprawie. Pojechałem na weekend.
W czasie, gdy mnie nie było nad rynkami przeszła prawdziwa burza. Niezwykle mocno zareagował wtedy funt. Zanim wczytała się platforma oglądałem na Akcje.net wykresy z niesamowitym ruchem. Kiedy wyświetliły się dane mojego rachunku, to o mało nie zemdlałem. Wisiała otwarta pozycja na prawie 600 punktów na plusie o astronomicznej jak dla mnie wielkości lotów. Nie wiedziałem co jest grane. Zamknąłem natychmiast. Nie wierzyłem własnym oczom. O mało nie wyczyściłem rachunku ze sporym saldem przez taką głupotę. To był mój największy jednorazowy zysk w historii przygody z FX. Nie potrafię powiedzieć co ja właściwie wtedy czułem. Trafiło się jak ślepej kurze ziarno. Teraz zawsze sprawdzam, bo tamta sytuacja była niesamowitym zbiegiem okoliczności. Na szczęście każda pozycja miała domyślny SL i wtedy wynosił on 10p. Kurs wybił się zaraz po otwarciu i przez tydzień już nie powrócił do poziomu. Wyczerpałem limit szczęścia. Przy takiej liczbie lotów ogromna część salda była zablokowana na depozyt zabezpieczający. Nie było żadnej elastyczności. Tak na dobre MC zostałoby zaliczone jeszcze zanim cena osiągnęłaby poziom ustawionego Stop Lossa. Nigdy więcej takich akcji. To nie na moje nerwy. Swoją drogą nie raz zastanawiałem się ile bym dał radę potrzymać tę pozycję, gdybym wiedział i miał zabezpieczoną na BE. Pewnie kilka sekund.

Dalsze kilka lat to już zupełnie inne strategie. Nastawiłem się na średni i długi termin. Mniejsze procenty, brak emocji, przyzwoite zyski, ale nie setki procent. Nauczyłem się, że tu nie ma dużych zysków, bez dużego ryzyka. Wynika to głównie z tego, że mam inne obowiązki. FX, akcje, kontrakty – to wszystko traktuję raczej jako sposób na lokowanie oszczędności. To właśnie z tego względu wolę mniejszy, ale bardziej pewny zysk. I choć może się wydawać, że nie warto dla małych zwrotów handlować na FX, to jestem przeciwnego zdania.
Błędy, teorie, mity
Największym moim błędem było to, że za wszelką cenę chciałem „ogarnąć” wszystko co się dzieje na rynku. Tysiące niepotrzebnych informacji, które tylko wprowadzały zamęt. Przecież otwierając pozycję na godzinę nie obchodzi mnie poziom stóp procentowych, a jedynie chwilowe impulsy. Kolejną sprawą jest wpatrywanie się w wykresy. To jest wyjątkowo destrukcyjne, bo im dłużej się wpatrywałem, tym więcej niedorzecznych koncepcji miałem. Najlepiej sprawdza się zasada otworzyć i zapomnieć. Oczywiście nie dosłownie, ale wystarczy tylko zerknięcie. Śmiem nawet twierdzić, że wykresy skłaniają często do złych decyzji. Jeśli docierają do mnie informacje o spadkach na rynkach to podświadomie nastawiam się, że krótkie pozycje dadzą zarobić. To wydaje się oczywiste. Ale kiedy patrzę na wykres to widzę, że spadło np. 2,5% i w głowie kiełkuje myśl: „ale świetny moment, żeby brać longa w korekcie”. Często się na tym łapie.
Długo miałem też dylematy dotyczące stosowania SL, co jest ostatnio gorącym tematem na forum. Błędnie jednak zakłada się, że są tylko dwie szkoły – handlowanie z SL i bez SL. Jednak w ramach tej drugiej teorii koniecznie trzeba rozróżnić dwie opcje. Jedni handlują bez SL idąc w zaparte, że kurs kiedyś zawróci, bo nie może iść w jedną stronę w nieskończoność. Owszem, może i nikt mu tego nie zabroni. To nie jest jak prawo grawitacji. Takie podejście jest tylko bezsensownym blokowaniem kapitału. Jest też druga opcja, według której handlujący nie stosują SL, bo nie lewarują pozycji i handlują w długim terminie. Jeśli jednak kurs idzie w zła stronę, to potrafią sobie powiedzieć wystarczy i zamknąć ją. Ja jestem zwolennikiem teorii, że SL stawia się wtedy tak na wszelki wypadek, gdzieś daleko jako zabezpieczenie ostateczne. Możemy mieć wypadek, nagle zachorować i szkoda, żeby pieniądze przepadły.
Dużym błędem jest skakanie od strategii do strategii. Tak naprawdę to stosując proste MACD konsekwentnie i rozsądnie można mieć zyski. Ludzie lubią jednak sobie wszystko komplikować, zamiast skoncentrować się na najprostszych rozwiązaniach.
Forex to nie jest miejsce, gdzie z dnia na dzień staniesz się bogaty. To długi proces, a rynek skutecznie tępi myślących inaczej. Tu obowiązuje zasada mniej znaczy więcej. Tak jak w życiu. Często ćwiczę jeżdżąc rowerem popołudniu na tej samej trasie i liczby są nieubłagane. Kiedy jadę wypluwając z siebie płuca, dokręcając na każdym zjeździe i pędząc jak wariat pomiędzy drzewami, na koniec mam gorszą średnią prędkość i czas, niż kiedy jadę płynnie utrzymując tempo. Choć wydaje mi się, że jadę dużo wolniej. Tak samo jest na rynku i to trzeba zrozumieć jak najszybciej.
A gdybym miał w jednym zdaniu powiedzieć czego nauczyłem się przez te siedem lat? Odpowiedziałbym, że cierpliwości i dystansu.