Jestem na tym forum od bardzo dawna. Na rynku jeszcze dłużej. Regularnie staram się czytać, poszerzać wiedzę, ale przede wszystkim obserwować zachowania rynku. Do tej pory najmniej uwagi poświęcałem działowi strategii, bo uważam, że w większości to poszukiwanie czegoś nieistniejącego i zakładanie, że rynek zawsze będzie taki sam. Tymczasem nie będzie.
Dla mnie strategie to tak naprawdę rodzaj handlu, czyli krótko-, średnio- i długoterminowe oraz określenie agresywności portfela i akceptowalnego ryzyka. I tyle tak naprawdę, a nie wejście w momencie X, gdy założenie osiąga Y ze stop przy X-0,0045. To na dłuższą metę nigdy nie zadziała, bo nie ma dwóch takich samych sytuacji i zawsze jakiś czynnik będzie odmienny. A tego nie da się z góry określić, można szacować, liczyć, ale nie zastąpi to po prostu zwyczajnego obserwowania rynku.
Na forum jest mnóstwo dzienników i większość z nich kończy tak samo, ale za każdym razem ktoś napala się na duże sumy. Niekiedy tylko pojawia się warty uwagi dziennik, gdzie ktoś zakłada realne cele i te osoby to osiągają. Swego czasu popularnością cieszył się dziennik p. Mleczko, który skrupulatnością i wręcz nudziarskim podejściem „pozamiatał” wszystkie te tematy od zera do milionera. Na dodatek znacznie przewyższył zakładany przez siebie plan i choć nie zarobił milionów, to bardzo dobrze zainwestował pieniądze patrząc na stopę zwrotu. Niektórzy powiedzą, że nie warto się męczyć dla niedużych zwrotów. A ja uważam, że warto, ponieważ po pierwsze takie podejście to nie jest żadna męczarnia, a po drugie Ci twierdzący, że nie warto, nie dość, że nie zarobili nic, to jeszcze solidnie dołożyli do interesu.

A teraz najważniejsze, co chciałem przekazać:
Nie myśleliście kiedykolwiek, żeby podejść do FX i innych kontraktów tak normalnie jak do zwykłej inwestycji? I po prostu zarobić na niej?
Przecież wówczas większość tych, którzy tracą, powoli, bo powoli, ale osiągnęłaby swój cel. Tylko wymagałoby to czasu i cierpliwości. Większość z tu obecnych mogłaby mieć zwroty po np. 40% w rok, ale to dla większości mało. W skali lat i rosnącego kapitału już jednak idzie to w konkretne sumy i o to chodzi na rynkach kapitałowych, a nie o hazard.
Zaczynając przygodę z walutami i kontraktami działaliśmy we trzech. Na początku też myśleliśmy, że jest łatwiej. Każdy przerabiał różne strategie, testowane na żywo latami i do jakich wniosków doszliśmy? Że największe zwroty były tam, gdzie ryzyko było najmniejsze i najmniej uwagi przykładaliśmy do rachunku. Brutalna prawda niestety. W długim terminie ryzyko się nie opłaca, bo przez kilka lat możesz osiągnąć nawet kilkaset procent zysku, ale stracić wystarczy tylko sto i cofasz się na początek.
Kolejny mit, jaki udało się obalić, to opinię, że na krótkoterminowych transakcjach można zarobić więcej, niż na długoterminowych. Bzdura. Zwrot wychodzi bardzo zbliżony, bo te długoterminowe można trzymać i rosną w sposób ciągły z trendem bez ryzyka pojedynczych strat. Ale na handel długoterminowy trzeba mieć więcej kapitału. Można jednak każdą opcję dopracować na tyle, żeby była rozsądna. Posiadam rachunek, gdzie zdeponowane było ok. 300 dolarów, a na chwilę obecną po paru latach jest blisko 4000 dolarów. I są to transakcje długoterminowe, zerkam tam jak sobie przypomnę. Ryzyko jest minimalne, ale zostawiam pozycje i rosną po prostu.
Czy chcecie czy nie forex wymaga dużych pieniędzy, żeby to miało sens, bo dopiero od pewnych kwot procenty zaczynają mieć sens, ale można się uczyć i stopniowo powiększać kapitał. Ale nadal twierdze, że to jeden z najtrudniejszych sposobów zarabiania pieniędzy, jaki znam i zdania nie zmienię, więc nie rozumiem, dlaczego tak ludzi do tego ciągnie. Niech każdy sobie sam uczciwie odpowie czy uwzględniając straty zarobił więcej, niż dostałby pracując przez ten czas w McDonalds.
A rzeczą, która mnie najbardziej śmieszy, jest to samousprawiedliwianie się niektórych, którzy twierdzą, że Ci co zarabiają, to się nie przyznają. To chyba najgłupsza (nie chyba, to na pewno najgłupsza) rzecz, jaką przeczytałem na tym forum. Zrozumcie, ludzie szczególnie w Polsce mają naturę życia na pokaz. Nawet jak nic nie mają, to się zadłużą, żeby pokazać, że mają. A jak nie daj Boże coś mają, to zrobią wszystko, żeby sąsiadów i znajomych ściskało z zazdrości, bo taką mają naturę i wie to każdy. Bez względu na to czy jest prawnikiem, handlowcem, telemarketerem czy strażakiem. Chcą pokazać, że mają dużo i już. Nawet, jeśli dom i SUV-y na podjeździe są zakredytowane po uszy. Tak samo będzie z inwestorem. Nie ma żadnego logicznego uzasadnienia, żeby krył się po kątach, zrozumcie to. Jak zarobi, to się pochwali. Ale zarabia niewielu i jest to prawda. A Ci co zarabiają, to realne kwoty. Bzdurne też jest to, co ktoś tu napisał, w wątku „dlaczego 80% traci...”, że ktoś z DM powiedział mu, że tylko jedna osoba zarobiła, bo jest ich więcej, ale sądzę, że na 1 zyskującą przypada 9 tracących i pewnie jest to bliskie prawdy. Zanim ktoś napisze, że kryją się przed US, to chciałbym zapytać w jakim celu? Ten podatek to jeden z niższych i unikanie go mija się z celem.
Pewnie to wszystko i tak szybko zostanie zapomniane, ale może chociaż część nowych użytkowników skorzysta i podejdzie do rynku rozsądnie, a za jakiś czas zamiast żałować, będzie cieszyć się zyskami.
A poniżej jeszcze wkleję swój wpis z innego wątku, żeby się nie powtarzać:
Główne powody, dla których większość traci:
1. Nie stać Cię na handlowanie - brutalne, ale prawdziwe. Mając wolnych parę stów można się za to napić porządnie, ale żeby swobodnie handlować z rozsądnym ryzykiem w rozsądnym przedziale czasowym (nawet mając jednostki 0,01 wp) potrzeba chociaż te 25 k zł.
2. Z niczego mieć dużo się nie da. Mając 100zł, nie zrobisz z tego miliona, ale mając 100 tys. możesz mieć 150 tys.
3. Wydaje Ci się, że zostałeś stworzony do tego. Niestety prawdopodobnie nie zostałeś.

4. Traktujesz rynek jako sposób na dorobienie się, zamiast jako możliwość powiększenia kapitału.
5. Bujasz w obłokach. Gdyby Twoje cele były realne, to byś je osiągnął.
6. I najważniejsze. Większość tych brokerów, to takich palcem po wodzie pisanych. Nawet jak osiągnąłbyś z paru złotych jakąś nieproporcjonalnie wielką kwotę, to duża szansa, że jej nie zobaczysz na oczy. Bez zadawania zbędnych pytań tylko Oanda wypłaca, reszta jak jest spory zwrot to zawraca głowę setką pytań "a dlaczego, a po co, a może zostawić". Strach deponować większe pieniądze.
Pewnie to powyższe urazi większość "traderów", ale pamiętajcie o jednym. Większość z Was mogłaby z sukcesem realizować swoje cele, gdyby były realne. Realnym jest np. osiągnięcie 40-50% zysku w rok. To jest mało wg Was?! To jest potężna rentowność. Konto oszczędnościowe czy lokata daje Ci 2%/rok. FI daje ok. 10%. A możecie być lepsi i jeszcze mieć satysfakcję, że to Wasza zasługa.
Po prostu trzeba to traktować jak realną inwestycję, która ma dawać realny zysk, wówczas przyjemnie i bez stresu sprawdza się saldo rachunki inwestycyjnego. Jeśli w to nie wierzycie, to mogę pokusić się o założenie tu swojego dziennika i dokumentowanie transakcji.