qduaty pisze: ↑11 mar 2020, 15:04
Apropos..
Jak wygląda sytuacja w pl?
Pytam o gunwowirusa bo środki zapobiegawcze duzo wyzsze jak w jukej.
A jak nastroje społeczne?
Teraz dopiero mogę Ci odpowiedzieć, bo praktycznie nie wychodzę z domu od wielu tygodni i głównie podziwiam sufit a nie nastroje społeczne
Wczoraj natomiast wyszłam i spostrzeżenia mam.
Głównie takie:
Mianowicie (dygresja musi być) - dokonuję wyborów swoim portfelem, czyli kupuję to, co polskie o ile jest taka możliwość. Nie kupię z własnej woli wielu artykułów, np. aspiryny (Bayer) itp, itd - ot takie dziwactwo mam i już.
Mniej więcej raz na miesiąc robię zakupy na giełdzie rolnej. To takie miejsce, gdzie TIRy oraz zmęczone życiem i rdzą busiki przywożą warzywa i owoce z województwa i województw ościennych. Giełda jest ogromna, mieści setki aut, rolnicy siedzą w tych swoich autach aż do wyprzedania towaru.
Jeżdżę tam konsekwentnie, bo po pierwsze - wszystko jest polskie, a po drugie - nie ma we mnie zgody, by rolnicy za swoją ciężką pracę i ponoszone ryzyko, dostawali grosze podczas gdy pośrednicy narzucają kilkusetprocentową marżę. Nie i już, uparta w tym jestem jak koza.
Normalnie stoją tam setki aut dostawczych, wokół kręcą się klienci, w sezonie truskawkowym bardzo liczni, normalnie niezbyt liczni.
Czujemy klimat?
Ad rem zatem.
Pustki. Normalne pustki! Nie ma ziemniaków (tzn są, wielkości orzechów włoskich), nie ma cebuli (jak jest to mikro), nie ma marchewki, długich buraków, nie ma dostawczaków. Wiatr wieje i śmieci przewala, jak w amerykańskim miasteczku w westernie kiedy nadjeżdża Szybkoręki Koleś a wszyscy zapadają się pod ziemię lub pod łóżka.
Znajoma pani od jabłek (z Sandomierza) powiedziała, że rano był taki ruch że hoho! Ze dostawcy warzyw korzennych z bliskich okolic, którzy normalnie stoją po dzień dwa zanim sprzedadzą swój towar, obracają dwa razy dziennie a i tak koło 13 jadą puści do domów.
Kapusta skończyła się o 12 i nie ma. Ani jednej na tej wielkiej giełdzie!
Ostatecznie kupiłam to, czego potrzebowałam, w ilości jakiej potrzebowałam.
I tak tylko nadmienię, dla tych którzy znają ceny marketowe, że rolnikowi opłaca się przyjechać kilkadziesiąt km, żeby sprzedać marchewkę za 0,3 zł/kg, buraki za 0,4 zł/kg, cebulę za 1 zł/kg, ziemniaki za 1 zł/kg, piękne pomidory w cenie 3 zł/kg a jabłka (z miejscowości odległej o 160 km) za 1,5 zł/kg.
O tym mówiłam na początku, nie ma we mnie zgody na takie zbójnictwo w kwestii marż - jak wielkie są, łatwo policzyć.
To tyle moich spostrzeżeń w kwestii nastrojów społecznych.
A na moim suficie bez zmian
