Pobajdurzę dziś o
ryzyku, żadne to mądre myśli będą ale rzecz, która mocno mnie zastanawia. Pierwsza z serii opowieści dziwnej treści, z chęci podzielenia się tym, co dało mi wycisk na fx zanim się ogarnęłam po japońsku. Jako-tako.
Opowieść z odpałami, tematami pobocznymi i swobodnym przepływem myśli i skojarzeń
W końcu jako kobieta nie muszę być logiczna i nikogo to nie zdziwi
O ryzyku powiedziano tu już chyba wszystko; i tak i siak i od lewej i od prawej, od dołu i góry! Tylko że ryzyko na fx to nie jest tylko sl i wielkość pozycji a do tego owa "analiza ryzyka" bardzo często się sprowadza.
Ba, nawet sama analiza, dobrze wykonana, nadaje się psu na buty jeśli nie pójdą za nią standardowe kroki składające się na zarządzanie ryzykiem.
Wrócę tu do rysunku z pierwszego postu; oczywiście można polemizować z konkretną wartością % poszczególnych elementów, już nie wspomnę o ich wadze - jednak większość takich diagramów (które widziałam ale nie było ich wiele) wskazuje na ogromną rolę psychiki w inwestowaniu, kluczową (w sumie tylko na rysunku ForexCity widziałam równy udział wszystkich trzech elementów).
Skoro mam tu taki ładny obrazunio w pastelach, to niech zostaną te %, które Paweł Śliwa przypisał poszczególnym elementom gry na fx.
Przecież bingo to jest od pierwszego spojrzenia!
Gdyż-albowiem-ponieważ natychmiast nasuwa się odpowiedź na pytanie, czy zajęcie się wyłącznie wybranymi elementami np. strategii czy MM może przynieść statystyczny sukces?! W żadnym wypadku! Proste liczenie: jeśli strategia stanowi w 10% o sukcesie, z czego zajmiemy się tylko sl który stanowi może z 20% strategi, to matematyka jest nieubłagana
Jak więc żyć, panie premierze, skoro ogarnięcie sli i częściowo MM dawało
złudne poczucie
zarządzania ryzykiem??
Otóż - najprościej, jak można
Raz a dobrze ogarnąć ryzyka fx i potem zajmować się tylko wybranymi, kluczowymi
dla nas i zarządzać z głową. Bo tak jak nie ma uniwersalnej recepty na życie to i na fx nie ma . Przykładowo, przytoczony wyżej klasyczny sl może być elementem czyjejś przewagi rynkowej, a dla mnie nie ma dużego znaczenia.
Zgodnie z zasadą Pareto (upraszczając: 80% zysków pochodzi od 20% zasobów) - w pierwszej kolejności trzeba się przyjrzeć sobie. Zdaję sobie sprawę, jak ciężko to zrobić oraz że brzmi to debilnie na forum pełnym testosteronu i oparów hazardu, ale innej logicznej drogi nie ma.
AT, AF i MM można się wyuczyć bez problemu - ale nawet biorąc pod uwagę że ogarniemy komplet, to stanowi to wciąż 40% sukcesu. Mało, to nie przewaga.
Patrząc na diagram i zasadę, trzeba wziąć pod uwagę podczas identyfikacji ryzyk to, z czym naprawdę trzeba się mierzyć: najgorsza jest oczywiście głowa, nasz własny największy przyjaciel i najpotężniejszy wróg w jednym. Mózg, którego znaczną część stanowi prehistoryczny zgred z wypracowanymi od tysięcy lat mechanizmami oraz stosunkowo młoda - figlarna kora. Mózg, który w jednej części zasadniczo ma to samo zadanie odkąd nasi pra-pra wypełzli z wszechoceanu, przez te tysiące lat nazbierał masę bad sektorów, starego oprogramowania, wirusów oraz ma przestarzały (acz skuteczny) system (DOS?
). Ostrożny, schematyczny, z milionem automatycznych reakcji, z wgranymi schematami zabetonowanymi tak, że są nie do ruszenia. Szef-zgred wciąż piszący wyłącznie na maszynie do pisania. I dobrze, bo dzięki temu żyjemy, ewolucja nie jest głupia
Oraz kora popylająca na smartfonie, czyniąca nas ludźmi. Odpowiedzialna za percepcję, świadomość, koncentrację, rozumowanie.
Pozornie fajny układ, ale są jednak treści drobnym pismem pisane bowiem kora to dodatek, stosunkowo nowa zabawka ewolucji, prototyp; pierwszy był zgred. Zasiedział się, uznał że ma zawsze rację, jest autorytarny i okopany w swych przyzwyczajeniach. Zawsze coś tak robił, to będzie tak robił dalej i już. Na dodatek jest szefem, przyzwyczaił się do autorytarnych decyzji. Ewolucja dorzuciła mu współpracownika, korę mózgową - która preferując inne podejście, często wkurza zgreda- szefa swym nowoczesnym podejściem i nieszanowaniem tego, jak to dawniej bywało. Zgred jest bezkomrpomisowo uparty, nie ma na niego sposobu. Uparty jest jak muł, jak się uprze bo uzna to za stosowne to zdezorganizuje nam działanie całego ciała, sam z siebie, i już. Dlaczego? Bo może!
Jak może przebiegać współpraca między takim szefem
zawsze-mającym-rację i piszącym na maszynie do pisania a nowym pracownikiem, który wysyłał maile będąc jeszcze w kołysce? Na dodatek szef nie ma oporów by sabotować pracownika, nawet dobre pomysły, tylko dlatego, że
przed wojną to inaczej bywało.
Wszyscy znamy odpowiedź
I taki oto cyrk każdy z nas nosi w głowie.
Ze wszystkimi psikusami które nam mózg robi, od choroby lokomocyjnej po tendencyjność egotyczną (czyli nieświadome modyfikowanie wspomnień tak, by być w swoich oczach lepszym) czy efekt autorstwa (baaaardzo powszechny na forum - "JA to mówiłem już dawno") oraz bardzo zwodniczy efekt potwierdzenia (preferowanie informacji, które potwierdzają wcześniejsze oczekiwania i hipotezy.
Cholernie ciężko w tym układzie o racjonalizm i obiektywizm, a dotyczy to przecież także fx.
Nasz mózg nas oszukuje, nadpisuje wspomnienia, przeinacza pamieęć i postrzeganie - a wszystko to tak naturalnie, że nawet nie uświadamiamy sobie, że to się dzieje. Kwestia psychiki jest cholernie trudna, truizm - ale trzeba to wszystko sobie ogarnąć koniecznie i brać pod uwagę w analizie ryzyka. Bez szczerości względem samego siebie - nie ma nic.
Wniosek naiwny w swej treści jak z przemówienia motywacyjnego: nigdy nie wolno robić czegoś bez uwzględnienia i rozumienia ryzyka, bez rozumienia mechanizmu a nade wszystko przenigdy dlatego, że wszyscy tak robią
Po co to piszę? W sumie nie wiem - ale kto by tam kobietę zrozumiał
Popłynęłam, ot co
A to może jest dopiero początek mojego bajdurzenia swobodnego
Bo gdzie rodzaje ryzyk, gdzie macierz, gdzie strategie i zarządzanie?
Ale to innym razem, o ile.